Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: 1 [2]   Do dołu

Autor Wątek: Nie codziena przygoda...  (Przeczytany 8838 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

MadziowSKA

  • Gość
Odp: Nie codziena przygoda...
« Odpowiedź #30 : 2005-12-30, 16:26 »
Ja mialam kiedys bardzo fajną przygodę...

To było w te wakacje. Na tarasie zobaczyłam, że siedzi gołąb.
Na wycieraczce. I patrzy się mi w okno. Razem z mamą wzięłymy
i włożyłysmy go do płaskiego, wyscielonego koszyczka, zeby wysechł,
bo był mokry i jakby...pogryziony? Być może była to samiczka, jak stwierdził wet,
i te ślady są po kopulacji z samcem. Ale mimo wszystko nie mógł latać.

Przez pare dni został u nas w garażu. Dosatł zastrzyk od weta.
Dawałam mu ziarna i inne jedzonko. Nazwałam go Mokry Joe, choć mógł być samiczka ;)
Miał obrączkę na nóżce - czyli gołąb hodowany. Był bardzo przyjacielski. Aż pewnego dnia,
podczas spacerku po ogródku - odleciał. I nie wrócił.
Zapisane

Fatty

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 14181
  • Tyle Twojego zostało z nami.
    • WWW
Odp: Nie codziena przygoda...
« Odpowiedź #31 : 2005-12-31, 23:52 »
W tamtym roku pojechałam sobie na działkę, mam tam taki mały domek -altankę.
Otwieram drzwi i nagle coś z głośnym furkotem zaczęło latać po ciasnym wnętrzu  domku. W końcu przysiadł . To był wróbelek, maksymalnie mógł tam przebywać drugi dzień. Wpadł przez komin ...
Ptaszyna wyleciała przez otwarte drzwi i przysiadł strosząc się i ćwierkając na śliwie.
A ja zrobiłam oględziny i stwierdziłam,że ten gość przesiadywał sobie na uchwycie od kosiarki bo podłoga zaraz pod nim była obficie upstrzona kupkami :lol:
A jakiś czas wcześniej robiliśmy tam imprezę no i zostało kilka nieumytych talerzy z resztkami pieczonych w ognisku ziemniaków, były też połamane paluszki... powiem tyle,że ptaszyna tym się pożywiała, tak,że nie miał zle .. :lol:
Zapisane
Never give up hope,
if someone burst your bubble
mix up some more soap.

renia3399

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 6576
  • "zwierzaki górą" Timothy Treadwell...
Odp: Nie codziena przygoda...
« Odpowiedź #32 : 2007-05-02, 20:07 »
... z gilem lub ptakiem podobnym do niego :D
                                                               *
Wychodze  na klatke schodową a tam lata jakiś ptak chciałem zamknąć dzwi do domu a, on wleciał do domu mojego , otworzyłem okno i wypuściłem ptaka na wolność :idea:
chciałeś zamknąć dzwi?? i zostawiłbyś ptaka niech sie obija o ściany. no wiesz nie ładnie ja próbowałabym go od razu wypuścić
Zapisane
dwie rzeczy sa nieskonczone ..wszechswiat i ludzka glupota
"Hitler traktował ludzi "tylko" tak, jak ludzie traktują zwierzęta" Charles Patterson
"Gdyby zwierzę zabiło z premedytacją, byłby to ludzki odruch." Stanisław Jerzy Lec
"największe zło to tolerować krzywdę" Platon

Forum Zwierzaki

Odp: Nie codziena przygoda...
« Odpowiedz #32 : 2007-05-02, 20:07 »

Pagieł

  • Gość
Odp: Nie codziena przygoda...
« Odpowiedź #33 : 2007-05-04, 15:27 »
W tym roku, dokładnie w połowie marca miałem bardzo fajne spotkanie z dzikami. Chciałem podejść watachę, lecz w pewnym momencie nadepnąłem na patyk, zachaczyłem nogą o jeżyny i wyryłem orła- a byłem już 30 metrów od dzików. No i cóż, zwierzeta się spłoszyły, pobiegły w głąb lasu, akurat była tam leśna dróżka, trochę utrudniało mi to pogoń za dzikami z uwagi na błoto... potem zauważyłem, że dziki przeskakują przez droge. Zatrzymałem się na chwilę i chciałem zrobić krótki filmik, ale udało mi się "złapać" w obiektyw tylko 2 ostatnie. Mimo wszystko pobiegłem dalej za nimi. Dróżka w pewnym momencie przechodziła w ostry zakręt, nie mozna było zobaczyć co jest po drugiej stronie, gdyż rosły tam młode drzewka iglaste i gęste krzaczory. Nie słyszałem już dzików, poczułem się pewnie i ruszyłem śmiało przed siebie, wyszedłem zza zakrętu, a niecałe 15 metrów ode mnie, na środku drogi stał duży odyniec (na oko miał ponad 170 kg). zmieszałem się trochę, ale ani nawet na chwilę nie obleciał mnie strach, zachowywałem się zupełnie obojętnie, choć wiedziałem jakie mogą być konsekwencje ataku wkurzonego dzika na człowieka. Po chwili zwierz spojrzał na mnie, zachrumkał, obrudził się dosłownie na tylnych nogach w stronę i zwiał do krzaków. Wtedy doszły mnie odgłosy reszty dziczej watachy, ktora siedział ukryta w zaroślach. Nie miałem zamiaru potem ich denerwować, po cichu się wycofałem...

dołączam krótki filmik, który nakręciłem aparatem tego dnia, widać na nim tylko 2 ostatnie dziki z watachy. Jakość jest do kitu, w dodatku obraz się trochę trzęsie ( zmojej winy) . Ale da się to obejżeć.
http://accek.wrzuta.pl/film/ezjBfBhkfz/dzik_1
Zapisane

salsa

  • Gość
Odp: Nie codziena przygoda...
« Odpowiedź #34 : 2007-05-04, 16:21 »
ja kilka takich przygód miałam ;) ale ostatnia -z zaskrońcem.
Szlam sobie nad Odrą kiedy zobaczyłam że kilku chłopaków dręczy węża.Zanim doszłam,oni już go zostawili bo myśleli że jest martwy,ja go zabrałam do weterynarza a teraz zdrowieje u mnie w terrarium
Zapisane

IBDG

  • Globalny Moderator
  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 12525
  • Zawsze będziemy Cię kochać, piesku... (*)
Odp: Nie codziena przygoda...
« Odpowiedź #35 : 2007-05-04, 16:31 »
Pagieł, Twój komentarz też fajny ;p

Super są takie spotkania ze zwierzakami, szkoda, że tak rzadko bywam w lesie...
Zapisane
IBDG Wrocław
Strony: 1 [2]   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.06 sekund z 23 zapytaniami.