Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: [1]   Do dołu

Autor Wątek: Coś fantasopodobnego.  (Przeczytany 3857 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Dory

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2527
  • Khajiit has no time for you! [']
    • WWW
Coś fantasopodobnego.
« : 2007-12-21, 23:03 »
Raz się nudziłam i rysowałam różnych bohaterów. Narysowałam człowieko-wilka (coś na podobieństwo khajiit'ów w "Oblivionie" i bynajmniej nie inu yash'y. Jakieś podobieństwo zauważyłam dopiero pod koniec pisania ;P), spodobał mi sie jako postać. Uczłowieczyłam go troszkę, wymyśliłam następnych bohaterów, zarys fabuły i naszło mnie aby opowiadanie napisać ^^, Mam nadzieje że się przyjmie i że akcja nie potoczyła się nazbyt szybko :P

Rozdział 1
Poznanie

   Płomień zadrżał. W blasku świecy cienie wydłużały się, załamywały pod dziwnymi kątami i tańczyły niespokojnie, upiornie wyostrzając rysy młodego mężczyzny śpiącego przy końcu stołu. Człowiek drgnął, jego chrapliwy, niespokojny oddech wyrównał się. Pokój pogrążył się w ciemnościach.
   Nocne powietrze było ciężkie i parne. Nawet ulewa, która wieczorem zmieniła drogi w wartkie potoki błota, ustała nie przyniósłszy wyczekiwanego przez żywe istoty orzeźwienia. Wręcz przeciwnie. O ile w ciągu dnia, cień i chłodna woda (której, swoją drogą, było coraz mniej) pozwalały znosić upał, o tyle teraz nawet oddychanie stało się katorgą której nie sposób było załagodzić.
   Mężczyzna przetarł zmęczone oczy. Przepocona koszula lepiła mu się do pleców. Wyszarpał się z jej objęć i  znużony, osunął się  z powrotem na krzesło. Przez kilka chwil trwając w tępym bezruchu ponuro wpatrywał się w przestrzeń. Wzdrygnął się  na myśl o pożarach jeszcze popołudniu trawiących pobliskie lasy. - No Senir, weź się chłopie w garść! – Mruknął, po czym ociężałym krokiem podszedł do drzwi i otworzył je na oścież. Wziął kilka głębokich wdechów. Nie poruszył się  nawet najmniejszy listek. Wokół panowały nieprzenikniona ciemność i cisza, wprowadzając atmosferę rodem ze strasznych historii, które zwykli opowiadać wędrowni bajarze. Obszedł niewielki ganeczek, podszedł do beczki z deszczówką i zanurzył w niej głowę. Zarzucił do tyłu mokre włosy opadające mu na twarz. Noc pachniała ozonem, żywicą i błotem. Ale w powietrzu było coś jeszcze...
   Swąd palonych włosów, oraz słodkawy odór gnijącego ciała uprzedziły atak. Długie pazury drasnęły nagą skórę, błysnęły kły. Szybki obrót i celny cios pod mostek obezwładniły przeciwnika. Senir dopiero teraz mógł przyjrzeć się napastnikowi, teraz prychającemu i plującemu krwią. Mógłby wziąć go za elfa. Wysoki, o szczupłej bladej i gładkiej twarzy... na pewno kiedyś tak wyglądała. Teraz  policzki tej istoty były zapadnięte, cera przybrała szarawy odcień, od czoła, przez brew, aż do policzka, biegła długa czerwona blizna.
Zapewne niegdyś jedwabiste, długie kruczoczarne włosy, teraz matowe, sztywne, i rozczochrane opadały na uszy pokryte sierścią i złoto-czarne oczy... no właśnie. On nie mógł być elfem. – Wilkołak – Pomyślał na głos mężczyzna, marszcząc w zamyśleniu brwi. Nagle zrobiło mu się go żal. Nieludzie byli silni, ale ten wyglądał jakby zaraz miał zejść z tego świata. Ostre zęby, pazury. Teraz to wszystko było bezużyteczne, gdy leżał tak z półprzymkniętymi oczami, opierając się na łokciach w oczekiwaniu na ostateczny cios. Senir nie należał do tych, którzy zabobonnie bali się demonów, jednak  o dzieciach wilków wiedział bardzo niewiele (chociaż i tak więcej niż przeciętny zjadacz chleba) Musiał przybyć z bardzo daleka, przynajmniej z północnych skrajów. Co robił tak daleko od domu?
- Ano tak – odwarknął stwór, szczerząc białe, długie kły i wytrącając człowieka z zadumy – i co teraz zrobisz... zabijesz mnie... odrzucony? – zapytał ze złośliwym uśmiechem, głosem przywodzącym na myśl warczenie wilka. Po brodzie pociekła strużka zabarwionej na czerwono śliny. Ręka Senira machinalnie powędrowała do wypalonego na piersi znaku. Nigdy nie zapomniał okoliczności, w jakich zostało nałożone na niego piętno. Wspomnienia tortur nigdy nie opuszczają człowieka. Poczuł zadawniony ból w wybitych palcach, w miejscach złamań kości. Nagle nabranie powietrza do płuc wydało mu się rzeczą niemożliwą, gdy wspomniał udrękę oddychania z połamanymi żebrami. Wzbudził się w nim gniew. Owszem był odrzuconym, ale to dalej była najgorsza z możliwych obelg.
- Zamknij pysk zawszony kundlu – warknął mężczyzna ze złością. Wszelkie współczucie prysło nagle jak mydlana bańka  - gdybym chciał, już byś nie żył. Trochę mocniejsze uderzenie w splot słoneczny i byłbyś trup na miejscu. Wiesz... skurcz naczyń, mogłoby dojść do zatrzymania akcji serca... – przerwał. Znowu wspomnienia garnęły się do jego umysłu. Ile to lat minęło, kiedy uczył się od starego Tarisa wielu przydatnych rzeczy i umiejętności, niekoniecznie zgodnych z prawem. Mentor miał w zwyczaju mawiać, iż wszystko się może w życiu przydać – uśmiechnął się do echa dawnych czasów. Stary zawsze miał rację. - Zobaczymy czy coś wyciągnę z wilczka, może posiadać informacje na wagę złoda – pomyślał.
 - Dobra – Mruknął Senir zacierając ręce - zabieram cię  stąd. Nie chcę żebyś mi tu zdechł pod oknem. Bo jak widzę, już zaczynasz gnić i zasmrodzisz mi cały ganek– marszcząc nos  trącił butem półprzytomnego demona. Podniósł go za podartą koszulę. Przybysz warknął z bólu, gdy mężczyzna dotknął zaognionej ropiejącej rany. Ostatnie zapasy energii zużył na atak. Teraz dały o sobie znać również poparzenia, które piekły jeszcze mocniej, gdy chropowaty materiał ocierał pęcherze.    Zdziwiony nagłą zmianą nastawienia, wilkołak rozluźnił mięśnie. Nie wiedział czy mu. Nigdy by nie oddał swego losu tak prymitywnej istocie jak człowiek, a jednak... Czy tajemnica imienia morze zostać powierzona takiemu małpoludowi? Miał przecież misję do wypełnienia. Postawił wszystko na jedną kartę. Może gdy wyjawi swoje imię, ten dziwak będzie wiedział z kim ma do czynienia.
-   Hati – wydyszał wilkołak skulony na silnych ramionach mężczyzny.
-   Co?
-   Ja... Imię... Hati – szepnął. Nie odezwał się już słowem, straciwszy przytomność.
Człowiek zaniósł demona na rękach do chaty, po czym zaryglował drzwi. Na zewnątrz nie poruszył się żaden listek.






-   Mam nadzieje że zakończenie nie jest trochę kulawe ;) Właściwie to wysłałam to, bo pomyliłam klawisze "podgląd" z "wyślij" wiec pare zdań może sie zmienić.
I zmienię powtórzenia, jak wymyślę jakieś zgrabne synonimy ^^
« Ostatnia zmiana: 2007-12-22, 15:48 autor Dory »
Zapisane
Did you want play pazaak?
Mårran

Praying to yourself, my Lord? That's not a good sign. Or perhaps it is. Prince of Madness, and all that.:eh:
give me some fish, give me give me some fish...

lux ferre

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Coś fantasopodobnego.
« Odpowiedź #1 : 2007-12-22, 08:53 »
Mi się bardo podoba tylko...
Cytuj
Tarisa wielu przydatnych żeczy
...żeczy na rzeczy popraw XDD.
Ciekawa fabuła. Wciąga bardzo.
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

Dory

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2527
  • Khajiit has no time for you! [']
    • WWW
Odp: Coś fantasopodobnego.
« Odpowiedź #2 : 2007-12-22, 10:56 »
dzięki anas, tak się zastanawiałam, czy nie zrobiłam z tego zbyt wielkiej siekany ^^'' Chyba ujawniłam za dużo informacji o Tarisie w zbyt krótkim czasie :P (a będzie ich jeszcze trochę, chociaż postaram się to rozłożyć w fabule :) )

A, będę wdzięczna za wszelkie słowa krytyki!
Zapisane
Did you want play pazaak?
Mårran

Praying to yourself, my Lord? That's not a good sign. Or perhaps it is. Prince of Madness, and all that.:eh:
give me some fish, give me give me some fish...

lux ferre

Forum Zwierzaki

Odp: Coś fantasopodobnego.
« Odpowiedz #2 : 2007-12-22, 10:56 »

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Coś fantasopodobnego.
« Odpowiedź #3 : 2007-12-22, 11:56 »
dla mnie jest git i bardzo mi się podoba
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

Dory

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2527
  • Khajiit has no time for you! [']
    • WWW
Odp: Coś fantasopodobnego.
« Odpowiedź #4 : 2007-12-22, 21:39 »
Następna część szanownych wypocin dedykowana jedynej czytelniczce - anasowi XP
Rozdział jest trochę przegadany, mam nadzieje że to nie zrazi, ale trzeba było wyjaśnić sytuację ;) W następnym powinno się rozkręcić.
Ah właśnie, odrobinę pozmieniałam niektóre zdania w poprzednim rozdziale i dopisałam parę, więc dobrze by było przeczytać końcówkę jeszcze raz.

Rozdział 2

I wtedy przemówiła  słowami skutej lodem krainy Niflhel
Meataiw’s eindal’waz myndej caa’dee’b yzt zi metarb zee’is  yzcaa’l’op ontee’ip zezp tarbi

Król wyciągnął się w fotelu. Napięte zesztywniałe mięśnie domagały się masażu, w nadgarstkach i karku strzelało powietrze. Nie pamiętał kiedy był ostatnio tak wycieńczony upałem i myśleniem. Nawet pomiędzy chłodnymi murami pałacu panował nieprzyjemny zaduch. Siwe pasma coraz częściej przeplatały się wśród spiętych na czas pracy, włosów. Czas wyżłobił w czole władcy głębokie bruzdy. Nie był sędziwym człowiekiem, jednak nawał pracy i problemów postarzały go o dobre dwadzieścia lat. Zerknął kątem oka na stary zwój leżący przy ścianie  zawalonej papierami komnaty. Zapomniana przepowiednia z Niflhel... Jedyne zrozumiałe słowa z wymarłego języka to „brat” i „świat”, brzmiące podobnie jak w dialekcie północnych półwyspów. Wyciągnął nogi i położył na stół. Teraz, gdy był sam etykieta go nie dotyczyła. Westchnął głośno. Wbrew rozkazowi, kapłani świątyń najwyższej bogini urządzili pogrom na „niższych” i innowierców.  Według nich, nieludzie mają zamiar przejąć koronę. - Absurd! Za moich rządów żadni samozwańcy nie dojdą do władzy! - prychnął do siebie. Nie był jednak całkiem pewny swych słów. Czyż teraz sam nie znajdował się niżej od duchownych?  Nie mógł się sprzeciwić, gdy kapłani urządzali krwawą łaźnię w miasteczkach i wypalali i tak przerzedzone lasy w celu zniszczenia siedlisk leśnych stworów. Nowa religia była wyjątkowo atrakcyjna dla pospólstwa. Gdyby zakazał jej praktykowania, mogłoby dojść do buntu i wojny domowej. Co gorsza, główne rody elfów już zapowiedziały iż nie będą tolerować masowych mordów, nawet jeśli ich rasa nie należy do „niższych” z którymi walczy kościół. W przypadku utracenia sojuszu z długowiecznymi runęłaby cała gospodarka. Król znajdował się między młotem a kowadłem.
Skrzypienie mocnych, dębowych drzwi znajdujących się za plecami, wyrwało władcę z zamyślenia. Wysoka kobieta w średnim wieku wkroczyła do pokoju. Orzeźwiający zapach świeżej mięty kręcił w nosie. Położyła smukłe dłonie, na ramionach władcy.
- Azahir – Jej pełne wargi musnęły szorstki policzek mężczyzny – proszę, tej nocy zostaw problemy polityczne w tej komnacie – wyprostowała się. Długie, proste kasztanowe włosy opadły na delikatną, jedwabną nocną koszulę. Spokojnym krokiem wyszła z pomieszczenia. Król ściągnął nogi ze stołu, po czym skierował się ku drzwiom. Wszedł za swoją panią do oświetlonej świecami sypialni. Polityka może poczekać. Noc przestała być tak nieznośnie uciążliwa.


               *   *   *

Hati powoli otworzył oczy. Leżał w łóżku na wznak, wśród porozwalanych koców i narzut. Wspomnienia ostatnich dni były niewyraźne jak przez mgłę.  Pamiętał jedynie pulsujący ból wokół gnijącej rany, po strzale która przeszyła jego bok na wylot, teraz już zasklepionej i tylko trochę ciepłej, oraz zamazane kształty mebli i opiekującego się nim człowieka .  Przypomniał sobie ohydny smak leczniczych ziół, i poczuł tępy ucisk w żołądku gdy zdał sobie sprawę, że poza papkami wlewanymi mu na siłę do gardła, nie miał w ustach nic od ponad tygodnia. Usłyszał zgrzyt starych, zardzewiałych zawiasów. Do chatki wszedł wysoki, młody mężczyzna. Ciemne, kręcone włosy spod których błyszczały bystre niebieskie oczy, opadały mu niesfornie na czoło. Uśmiechnął się do Hatiego. Lśniący komplet białych zębów raził w oczy pustką w miejscu górnej piątki. Szczupłą twarz pokrywał krótki, szorstki zarost. Miał nie więcej niż dwadzieścia lat. Senir powiesił na haku prosty łuk i kołczan, rzucił martwego zająca na stół i rozwiesił na krześle przemoczony zielony płaszcz. Przez ostatni tydzień deszcz padał nieomal bez przerwy. Temperatura spadła, a świat znów zaczął tęsknić za słońcem. Ciche trzaskanie ognia i rytmiczny stukot milionów kropel spadających na dach uspokajały niczym mantra. Hati siedział na łóżku opatulony wełnianą narzutą. Rozejrzał się po pokoju. Po środku stał potężny drewniany stół. Po prawej stronie blatu płomienie wesoło tańczyły w kominku nad którym suszyły się zioła i grzyby. W południowym kącie domu stało niskie łóżko na którym teraz siedział, a naprzeciwko niego, za stołem mieścił się rząd szafek i miska z wodą do mycia. Chatka była skromna, ale zadbana.
- Dzięki za pomoc – szepnął demon zmieszany. Senir milczał,ostrym nożem oddzielając skórę od zajęczego mięsa. - Gdyby nie ty, byłoby już po mnie – nie doczekał się odpowiedzi.- Widzisz, nie chcę być niewdzięczny, jednak mam do załatwienia parę– urwał, nie wiedząc co powiedzieć tak, by nie wyjawić zbyt wiele – parę spraw nie cierpiących zwłoki – zakończył kulawo. Człowiek wrzucił pokrojone mięso do gotującej się nad kominkiem wody, po czym spojrzał taksująco na demona. Owszem, nieludzie byli silni, jednak żaden pospolity potwór nie przeżyłby wygłodzony, z takimi obrażeniami, a już na pewno nie wylizał by się całkowicie w niecałe osiem dni.
- kim jesteś? - Spytał. Hati milczał oceniając sytuację. Nawet jak na człowieka, Senir był  młody, a kto uwierzy szczeniakowi w dodatku jest „odrzuconym”. Na pewno za jego głowę  jest nagroda. W czym zaszkodzi wyjawienie paru informacji? W ostateczności go zabije. Teraz gdy wyzdrowiał, jego siła była nieporównywalnie większa.
- Widzisz – zaczął wilkołak – Wedle pradawnych wierzeń, z lodów północy, z piasków południa, z ziemi wschodu i wód zachodu, zrodziły się pierwsze żyjące istoty. Były praktycznie nieśmiertelne. Wy ludzie nie rozróżniacie zwykłych tępych leśnych stworów i bożków, od potężnych demonów natury – warknął – w każdym bądź razie, niewiele pradawnych zrodziło się w... tradycyjny sposób – Hati wyszczerzył zęby w uśmiechu – Ale takie potomstwo mieli tylko najpotężniejsi. W pozostałych przypadkach rodziły się dwa rodzaje dzieci, ogromne leśne bestie płodzące zwykłe zwierzęta, oraz te, podobne do ludzi, które zachowały jednak  szpiczaste uszy oraz długowieczność. Jak zapewne się domyślasz, tak powstały piękne elfy. Dalszą część znasz. Niektóre z dzieci natury utraciły nieśmiertelność a zyskały płodność – nadeszły czasy  ludzi, którzy stopniowo wyrzynają nas. Nie żebyśmy łatwo się poddawali -  po raz kolejny ukazał komplet lśniących kłów – jednak w raz z niszczeniem natury, nasza siła słabnie. To dlatego nieomal zginąłem. Jeszcze dwieście lat temu nawet nie poczułbym tych ran. - urwał. Wiedział że Senir już domyśla się celu misji.
- więc wybrałeś się w poszukiwaniu mocy, która przyniesie zagładę ludziom? - zapytał cicho człowiek.
Odpowiedziało mu milczenie. Do ich nozdrzy dotarł wspaniały zapach potrawki z zająca. Żaden z nich się nie poruszył.

               *   *   *

Ratta zerwała się z łóżka, obudzona rytmicznymi, ciężkimi uderzeniami w drzwi. Ktoś próbował je wyważyć. Roześmiana porwała z wieszaka kolorową, zdobioną bawełnianą tunikę wzorzyste spodnie i wysokie pstre buty. Dopinając pas, zarzuciła harfę i torbę z bagażem na plecy, po czym okryła je grubym podróżnym płaszczem. Do pokoju wpadło czterech mężczyzn. Podbiegła do okna, gwizdnęła i przełożyła nogi przez framugę. Opuściła się, Jej klacz zarżała niespokojnie pod ścianą gospody. Dłoń ześlizgnęła jej się po wilgotnym kamieniu, zawisła na jednej ręce. Oszołomiona adrenaliną, podciągnęła się na parapet i wskoczyła do pokoju. Jakaś kobieta wrzasnęła, mężczyzna wygrażał, nie zważała na to. Śmiejąc się wyleciała na korytarz a potem przez oberżę na dwór. Wdrapała się na śliski od zacinającego deszczu koński grzbiet. Jej gęste rude loki opadały mokrymi pasmami na twarz. Śmiała się jak szalona.
- Ty przeklęta wiewiórko, niech ja cię tylko dopadnę! - Przez szum ulewy słychać było przekleństwa i obelgi. Pędziła przez mrok, brązowe błotniste ślady znaczyły śnieżnobiałą sierść jej klaczy.
- Panie i panowie, żegna was Ratta, wybitna poetka i utalentowany minstrel! Życzę udanego wieczoru! - Krzyknęła, po czym w szaleńczym galopie wybiegła za mury miasta w gęstą, mokrą noc.


-Czekam na krytykę!
P.S Anas, a gdzie następne części twojego opo?! to że nie komentuję nie znaczy że nie czytam ^^


EDIT:!!
ah! Właśnie się zorientowałam że zjadłam wyraz, a nie można edytować postów starszych niż 24 h
Cytuj
Nie wiedział czy mu. Nigdy by nie oddał swego losu tak prymitywnej istocie jak człowiek, a jednak... Czy tajemnica imienia morze zostać powierzona takiemu
tu powinno być "czy mu zaufać"
« Ostatnia zmiana: 2007-12-23, 08:10 autor Dory »
Zapisane
Did you want play pazaak?
Mårran

Praying to yourself, my Lord? That's not a good sign. Or perhaps it is. Prince of Madness, and all that.:eh:
give me some fish, give me give me some fish...

lux ferre

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Coś fantasopodobnego.
« Odpowiedź #5 : 2007-12-23, 08:02 »
Czekasz na krytykę? Raczej brak, tylko "stary" powtarza się na początku.
Retta xD już mi się ta postać zaczyna podobać.
Faaajne! I z dedykacją dla mnie xD

tiaaa xD kiedyś xD narazie je przerabiam xD i mam całą wordową stronę (no nie całą)
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"
Strony: [1]   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.149 sekund z 24 zapytaniami.