Odświeżam...
Bo jakoś nie dowiedziałam się, czy osoby widzące te farbowane gryzonie zrobiły coś w tej sprawie, a ja, będąc w dalszej odległości od Poznania nie mogłam nawet się sprawie bliżej przyjrzeć.
Ale ostatnio byłam własnie w M1 na przedświąteczncyh zakupach i nie omieszkałam wstąpić do tego zoologika.
Faktycznie, wyglada to nieciekawie... Pomalowane na ostre kolory myszki, dwa razy droższe od zwykłych, no i szczurki - biało-czarne kapturki z rudymi bokami
Szlag mnie trafił i zadzwoniłam do TOZu.
Rozmawiałam z taka miła panią o tej sprawie.
U nas w Polsce wygląda to tak, że nie ma żadnych przepisów, które by regulowały sprawę farbowania zwierząt. Nie ma nawet żadnych przepisów, które by mówiły, ile myszek czy innych gryzoni może siedzieć na 1m kw. akwarium. (bo o tym, że w 1 akwarium siedzi po kilkadziesiąt myszek, też wspomniałam ). Sprawa jest o tyle kiepska, że taki sklep zoologiczny może sobie robić co mu się żywnie podoba, zwłaszcza jesli nie ma ewidentnych przykadów dręczenia zwierząt. Ten sklep w M1 ma świadectwa weterynaryjne, może udowodnić, że weterynarz bywa tam regularnie, że zwierzęta są zdrowe, itp. A my nie możemy im udowodnić, że myszka cięźko przeżyła farbowanie, że ma z tego powodu jakieś dolegliwości skórne itp... Dopóki ktoś takiej myszy nie kupi i nie "wyrzuci", bo mu się zrobiła biała, to nawet do federacji konsumenta iść chyba nie można.
W każdym razie pogadałam sobie z ta panią z TOZu. Mówiła, że zadzwoni do tego sklepu zool. i zwróci im uwagę, a przynajmniej spróbuje się dowiedzieć, od kogo te gryzonie biorą (bo chyba raczej sami nie farbują, tylko takie dostają... ). Czy jest mozliwa jakaś interwencja w świetle braku uregulowań prawnych - nie wiadomo. Ale może chodziaż ten sklep z M1 wystraszy się, że są zgłoszenia do TOZu, że im kontrola siedzi "na głowie" i może chociaz dla ratowania reputacji zrezygnują z tych farbowanych myszy i szczurków....
To by było na tyle. Jakby ktoś miał jeszcze jakieś pomysły, co robic w tej sprawie, to proszę pisać.