Niunius bardzo zchudl...okropnie schudl widac mu bylo wszystkie kosci a nawet czuc, pozatym ciagle mial brudny pyszczek i odbyt..nie umial juz normalnie dbac o futerko. na miejscu ropniaka wyrosla ogromna bula uniemozliwiajaca mu poruszanie jedna lapka.Wczoraj rano Niunius chcial sie zalatwic wstal...i probowal podejsc do pojemniczka z odchodami...chwial sie na lapkach w koncu zrezygnowal gdyz nie umial zrobic ani kroku, chcac wspiac sie na drabinke i wejsc na pienterko bezwladnie pszekrecil sie i zlecial z niego...kompletnie nie umial utrzymac rownowagi,a byl to czas gdy mialam akurat podac mu lek...jednak zrezygnowalam juz wtedy wiedzialam ze nic mu nie pomorze.
W koncu chomik ulozyl sie na legowisku w nienaturalnej pozycji..nie wtakiej w jakies spal lecz w takiej no..jakby pies tak na boku z wyciagnietymi labkami....lezal tak a oczka mial zalzawione utkwione w jeden punkt.znosil spokojnie cierpienie...ciagle lezal czasem poruszal lapka.....czulam jak powoli temperatura jego ciala obniza sie....lezal tak caly wieczor wygladal juz jak zywy trup. siedzialam przy nim i patrzylam jak male plucka jeszcze wydaja z siebie poszczegolne oddechy..coraz wolniejsze i niesystematyczne..... w koncu chomik zaczal oddychac bardzo gleboko i malym pokwikiwaniem..chwile potem dostal drgawek..chcial chyba jeszcze wstac ale nie mial wystraczjaca sily...dokladnie o godzinie 23.05 wyzional ducha na moich oczach....
Wiecie sami ze to bardzo przykre przezycie ale nie zalamuje sie mimo ze jest mi bardzo przykro...czasem kiedy spojrze na klatke jeszcze uroni mi sie lza...ale nie placze staram sie nie plakac... wieczorem ide na laczke pochowac chomika pod moim wlasnym wychodowanym od nasienia kasztanowcem..tam mu bedzie dobrze....
I nie chce zebyscie mi wspolczuli ani nic z tych rzeczy..poprostu chcialam to napisac dla samej siebie, zeby z siebie wyzucic ten smutek i zal..jaki teraz mnie ogrnal. Nie chce plakac...ale nie potrafie, i tak juz od dwoch dni wiedzialam ze koniec jest blisko, zwierzatko bylo wycieczone....
na tym skoncze....