napisałabym raczej "leżysz w łóżku".
ajć, fakt
potem Hogwart (takie moje małe zboczenie )
Witaj w klubie
Okej, nex part. prosze o komentarze:>
Deszcz. Nie, burza. Ciemne niebo, noc. Szybkie kroki, dźwięk rozchlapanych kałuż. Krzyki przerażenia, pospieszne nawoływania.
- Wiem, że czas weryfikuje wszystko – powiedział jakiś mężczyzna, oddychając szybko – Ale to, co się dzisiaj wydarzyło – wziął głęboki oddech i kaszlnął – Już na zawsze pozostanie w mojej pamięci…
- Żyjemy w świecie magii, Nefosie – orzekł poważny, damski głos – Ona i tak była już stara… Zresztą, co mogliśmy zrobić? Zbudowała sobie coś w rodzaju wysokiego budynku na słabych fundamentach, które po pewnym czasie i tak zwaliłby się jej na głowę!
- Szokuje mnie gruboskórność młodych ludzi, zwłaszcza twoja – odrzekł mężczyzna, patrząc na nią chłodno – Staniesz się stara szybciej, nim się tego spodziewasz, a potem wszyscy twoi bliscy, twoja rodzina…
- Co z tego, jeśli nie będę już wtedy żyła? – przerwała mu pospiesznie kobieta – Zresztą na razie nie zawracaj sobie głowy filozoficznymi przemyśleniami. Powinniśmy stąd jak najszybciej pójść.
Nefos odburknął cos pod nosem i deportował się.
***
- Co? – zapytała mimochodem Aileen, nie przerywając pisania. Była to ucząca się w miarę dobrze Krukonka, przebywająca aktualnie na piątym roku. Miała zielono-szare oczy, długie, ciemnobrązowe włosy i wysoki wzrost jak na swoje piętnastoletnie jestestwo. Sprawiała sympatyczne wrażenie i choć kochała spokój, umiała się dobrze bawić.
- Nie słuchasz mnie? – zapytała poirytowana Hellen. Ailee nigdy nie mogła jej zrozumieć – i w sumie nie można się było temu dziwić, gdyż obie dziewczyny różniły się od siebie nie tylko pod względem wyglądu, ale i charakteru. Ze względu na ową informację należy, rzecz jasna, przytoczyć cechy Hellen. Miała bardzo jasne, płowe włosy, ciemne oczy i była niższa od Aileen o jakieś dziesięć centymetrów. Na ogół niezbyt przyjemna i uszczypliwa, ale za to o wiele bardziej popularna* niż Ailee.
- Owszem – odrzekła z niezmąconym spokojem, przerzucając kartki walające się w nieładzie na stoliku.
Hell westchnęła lekko i wyszła z dormitorium Krukonek. Na chwilę zapanowała w nim cisza, przerywana tylko pojedynczymi skrobnięciami pióra. ‘Dziadek… co ja mogłabym mu dać? Szachy… I może książkę… Coś w rodzaju ‘101 rozmaitych antidotów na bóle w wieku starczym’? Chociaż to może byłaby zbyt duża aluzja co do jego wieku… Więc odpa...’ – w tym momencie rozmyślenia Aileen dotyczące prezentów Gwiazdkowych i związanych z tym pewnych komplikacji co do ich wyboru zostały brutalnie przerwane, gdyż do sypialni dziewcząt wpadła zaróżowiona Anee.
- Wiesz co?...
- Nie mam pojęcia. Siadaj – dodała z lekkim uśmiechem, widząc że dziewczyna cały czas stoi w wejściu, dając wspaniałą możliwość wdarcia się do środka przeciągowi.
- A, tak – odkaszlnęła i usiadła powoli – Więc wyobraź sobie, że szłam właśnie korytarzem w kierunku biblioteki, bo muszę napisać ten referat o właściwościach regentona**. I wpadłam na Josha…Więc stanęłam na chwilę, oczekując, rzecz jasna, na niewątpliwy rozwój wydarzeń… No i cóż… Patrzył na mnie przez chwilę, co mnie trochę zbiło z tropu, ale w końcu zapytał się, czy nie poszłabym z nim do Hogsmeade… Toteż – schyliła się w kierunku kota Ailee i podrapała go za uszami - powiedziałam mu, że się zastanowię. Jak myślisz, iść z nim, czy nie? – zakończyła teatralnie, bawiąc się od niechcenia kosmyki ciemnych włosów.
- Biorąc pod uwagę to, że ostatnio wyrażałaś się o nim w samych superlatywach – Aileen uśmiechnęła się, przechylając głowę w bok – To owszem.
- A ty? – spytała powoli, wpatrując się bezmyślnie w książkę pod brzmiącym dumnie tytułem „Najlepszy leksykon roślin rozpoczynających się na literę „r” i nie tylko” – wpadł ci ktoś ostatnio w oko?
- Niee - mruknęła niewyraźnie dziewczyna, zapisując coś z rozmachem na kolejnym kawałku pergaminu.
- Ale koniecznie musimy ci znaleźć kogoś na bal – Anee oblizała w zamyśleniu wargi.
- Masz zamiar mnie swatać na siłę? – Ailee oderwała się na chwilę od pisania – lepiej daj sobie spokój.
***
- Ministerstwo cały czas ma problemy, a ona, tymczasem – mruczał oburzony Knot, krążąc po pokoju niczym lew w swojej klatce – Po prostu umiera! Albo ktoś ją morduje!
Nefos odchrząknął lekko, z zamiarem wzięcia udziału w tym dość nietypowym monologu.
- Cóż, faktycznie – odrzekł, wpatrując się w czubki swoich idealnie wypolerowanych butów – Jeśli to trafi do Proroka Codziennego, na pewno powstanie małe zamieszanie…
- Małe?! Czy ty masz pojęcie, ile oni będą o tym trąbić?! Już to widzę – „Najważniejsza kobieta w Ministerstwie Magii nie żyje”! – Knot był coraz bardziej rozwścieczony.
Delikatne pukanie w drzwi.
- Wchodzić! – warknął.
Do gabinetu weszła powoli niewysoka kobieta. Miała wściekle rude włosy i ciemne oczy. Poruszała się dość niezgrabnie na wysokich obcasach i spódnicy krępującej kolana.
- Wergbundy? – zapytał, nieco zdziwiony – Spodziewałem się raczej Lucjusza Malfoya…
- Nie mógł przyjść – wyjaśniła – Zresztą nie jestem tutaj w tym celu. Leonie – zwróciła się do siedzącego do tej pory mężczyzny – Urnsky cię wzywa, podobno to pilne.
***
Leon przemierzał powoli liczne korytarze, prowadzące do gabinetu Urnsky’ego. ‘Czego on może ode mnie chcieć? Chyba, że już wie… Ale kto by mu o tym powiedział?’ – przemknęło mu przez głowę. Zapukał mocno w wysłużone, dębowe drzwi, noszące ślady wielokrotnych zaklęć niszczących. W sumie każdy, kto pracował w Ministerstwie co najmniej od dziesięciu lat niespecjalnie się temu dziwił, bo powszechnie było wiadomo, że Urnsky był kiedyś aurorem, jednakże nowicjusze, mijając jego gabinet niemalże wybałuszali oczy. Nie słysząc odpowiedzi nacisnął klamkę, żywiąc cichą nadzieję, że Alana (bo tak miał na imię) aktualnie nie ma. Ale nie, był. Stał przy oknie i kopcąc drewnianą fajkę, wpatrywał się w przestrzeń za oknem.
- Siadaj – powiedział, nie odwracając nawet głowy, zanim Leonowi przyszło w ogóle na myśl, aby jakoś zasygnalizować swoje przyjście – Byłeś na miejscu zdarzenia, prawda? – zapytał, siadając po drugiej stronie biurka.
- Ja… Nie wiem… O czym pan mówi – zaplatał się Leon, czując, jak zaczynają mu się pocić dłonie.
- Dobrze wiesz, o czym mówię – odrzekł, wpatrując się w drewnianą miseczkę z różnokolorowymi landrynkami – Cukiereczka? – dodał, przesuwając ku niemu miskę. Mężczyzna z grzeczności kiwnął głową i wziął żółtą landrynkę, owiniętą w papierek z napisem „Eat me!”.
- Powiedz mi, co się tam wydarzyło?...
- Ja.. Nie jestem upoważniony.
- Ależ jesteś – odrzekł Urnsky, kładąc nacisk na słowo „jesteś”.
- Nie mogę.
- Możesz. Mów! – syknął. Jego oczy zwęziły się nieco – Chodzi nam o to, żeby poznać sposoby Sam-Wiesz-Kogo. Może w tym morderstwie kryła się jakaś tajemnica, intryga, wskazówka?! Jeśli nie będziemy otrzymywali informacji, Sam-Wiesz-Kto będzie rósł w siłę, a jego poplecznicy będą mordować więcej niewinnych ludzi! Zresztą gazety zawsze wierzą nam, sile wyższej, więc jeśli nawet jakiś głupek sprzeda informacje do Proroka Codziennego, a my wciśniemy im kit, uwierzą nam. Jeśli nie będziemy znali prawdy, i będziemy się plątać w zeznaniach, zauważą to, że kłamiemy. W gazetach nie pracują idioci, tylko sprytni i…
- Ona nie była niewinna. Zdaniem Czarnego Pana.
- A skąd ty to wiesz? – Alan stał się nieco łagodniejszy, choć w jego głosie nadal można było wyczuć złość.
- Kiedy patrzył, jak… Śmierciożercy ją zabijają, wykrzykiwał coś o tym, że nielojalni..
- Jacy nielojalni?
- Myślę, że chodziło o nią, cokolwiek by to nie znaczyło.
***
- Nudy. Idylliczne nudy – orzekła filozoficznym tonem Anee, głaszcząc czarnego kota Aileen.
- Idylliczne? – zapytała Ailee, przerywając rozczesywanie włosów.
- Taaak. Siedzisz sobie spokojnie w zamku, a ktoś na zewnątrz właśnie wali w drugiego Avada Kadevrą.
- Beztroskie dzieciństwo, a nie idylla. Za pięć lat, nawet gdybyś dalej tutaj siedziała, już nie powiesz, że nudy są idylliczne.
- Może. O matko, zróbmy coś z tym! – wypaliła nagle, wstając wojowniczo z łóżka, na którym przed chwilą jeszcze siedziała.
- Z czym?
Z nudą – odparła Anee tonem pod tytułem „Przecież-to-oczywiste” – Przejdźmy się po zamku, chodźmy do biblioteki, albo nawet poszukajmy jakichś zakichanych, tajemnych komnat!
- O – ożywiła się Ailee – Coś nowego. Jak do tej pory w przypadkach skrajnej i grożącej niemal śmiercią nudy nie wpadłaś na pomysł obszukania Hogwartu. Z chęcią przystaję – dziewczyna uśmiechnęła się, również wstając.
Wrew pozorom to nie będzie romansidło
a zamiast nastepnego partu bedzie raczej coś w roadzju charakterystyki ailee