Wzbogaciłam się o małe stadko gupików, w ramach eksperymentu a także głupiej zachcianki - bo doskonale wiem, że przerybienie mam
Z nowych rybek cieszyłam się, póki nie dotarłam do domu i nie skonfrontowałam wielkości moich brokatów z gupikami( gupiczy samczyk spokojnie do pyska im się zmieści). Pierwszego dnia była obława na drobnicę - w końcu jednak do welonów dotarło, że to małe zbyt szybkie jest, dały spokój i zapanowała harmonia .
Z ciekawostek: samiczki gupików doskonale wiedzą, że część podawanego im jedzenia opada na dno, wciska się między kamyczki i ,że one nie mają odpowiedniego pyska aby dno przekopać... za to welony jak najbardziej: często teraz obserwuję taką sytuację - jedna ze złotych rybek przekopuje dno a za nią sunie świta gupików, wyłapująca co tamta wykopie..
W krótkim czasie wzbogaciłam się o gupicze przecinki ukrywające się wśród roślin - pomyślałam, super! Karasie będą miały papu... a tu diupa. Ledwie widoczny przecinek, za którym dodatkowo trzeba gonić w ogóle nie interesuje majestatycznych welonów!
Narybek jest więc skutecznie tępiony przez pobratymców - dominują u mnie żabienice i kryptokoryny, ciężko maluchom pozostać nie zauważonymi.
Tydzień temu odłowiłam jednego malucha, wczoraj 4 i dość, twardym trzeba być a nie "miętkim" - niech reszta ma obóz survivalowy... O dziwo, 2 maluchom jak na razie się udaje.
Jakie ogólne wrażenia? Nie podoba mi się
Rodzicielce obecnie podoba się, że w akwarium jest więcej życia, ale dla mnie majestat welonów kłóci się z ruchliwością guppy - wkrótce przesiedlę je do innego zbiornika, i będę słuchać tyrrad nt "na co Ci tyle szkieł z wodą w domu!"